Przecież nie wezmę chleba do nieba,
nie pójdzie ze mną wieczór ni świt.
Jednak sam nie wiem, co zabrać trzeba,
owoce zbędne i mleka litr.
Przymknę więc oczy, wtedy gdy kroczyć
przed siebie będę, ażeby znów
drogi nie znając ciągnąć swe losy -
wyrocznie dwie: pełnia i nów.
Okryty czule przez swą koszulę,
w kieszeniach ręce a goły łeb,
śpiewu gwiazd słucham, co wiecznym szumem
i może Boże w nim słowa twe.
/ tedeeq
... jest tylko doczesność; tylko ona jest na miarę człowieka. Jednak marzenie o trwaniu w wieczności pojawia się we wszystkich mitologiach świata.
OdpowiedzUsuńPierwsza zwrotka piosenki pyta (wprawdzie nie wprost) o to, jak miałoby wyglądać niebo, co z doczesności należałoby przenieść do nieba, do wieczności, aby ją oswoić tym, co znamy, tym, czego doświadczamy tu - w naszym życiu, w naszej doczesności...
... jest to zatem przewrotne pytanie, czy z wieczności da się zrobić doczesność... w której mamy chleb, owoce, mleko... w której panuje rytm wieczorów i świtów... i odpowiedź brzmi : nie - "przecież nie wezmę chleba do nieba ..." ; nie - żyję tu, tu spełnia się mój ludzki los ... tu nade mną śpiewają gwiazdy... możliwe, że w tym śpiewie są słowa Boga ... być może ...
...ja żyję tu :
"Okryty czule przez swą koszulę", nie przekraczając mitologicznej granicy między doczesnością i niebem...
Przychodzi czas w życiu na zadanie sobie prostych a mocnych pytań o istotę, o sens, o własny wybór drogi. Ja zaśpiewałem tą piosenkę.
OdpowiedzUsuń