niech ostatnie krople spłyną dreszczem.
Niepokoje, te co wczoraj przyszły,
opuszczają właśnie moją przestrzeń.
I zobaczę, choć to jeszcze mrzonka,
ponad horyzontu kreską słońce.
Pójdę prosto, choć nie zawsze prosta
droga. I nie zawsze mostem.
Machnę ręką lub pomacham czule
na to, co mnie ówdzie zatrzymało
w szczęściu okraszonym podłym bólem
w sercu, które szczęście mi złamało.
Sięgnę dłonią po kiść gwiezdnych jagód,
które noce blaskiem otulają.
Księżycowy sok obmyję z palców
wodą brzasku granatowo-białą.
Ramionami dzień swój dziś otulę,
aby nie drżał i nie szukał pociech.
Mam przyjaciół stu dwudziestu w sumie,
wśród nich szczery aż do granic oddech.
/ tedeeq
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz