po jasnej stronie śniegu
wędrują najeźdźcy słońca
stalowe sprężyny promieni
cieniem ginie pamięć
zielonego przedszkola
i nieubranych rąk
a coś jest poza
opływa samo siebie
topnieje
przetrwanie jest tylko nakazem
przestrachem i instynktem
a nie warunkiem czegokolwiek
poza samym sobą
także wiosny czasem gubią
po drodze siebie i czas
który miały
dla naszych dłoni i oczu
i my
jak salonowe fotele
obici
zamszowi
/ tedeeq
(22 listopada 2017 r. dodałem obrazek)
To jeden z tych Twoich wierszy, które wymagają od czytelnika wiele : koncentracji, nadążania za tokiem myśli, aktywnego udziału w prowadzonym w wierszu wywodzie, a przede wszystkim zstąpienia w głąb siebie. W odbiorcy narasta bunt i w pewnym momencie przymyka się oczy, odwraca głowę. Dość. Ale jednak się wraca i czyta od początku jeszcze raz. Niestety, wrażenie jest równie silne. Może wierszy, które tak nie działają, nie powinno się w ogóle pisać. Masz nie jeden utwór o takiej sile uderzeniowej. Doceniam tę Twoją poetycką moc. To Twoje najlepsze utwory, Tomaszu. Nie zawsze mam siłę je czytać. Ale kiedy zdobędę sie na ten wysiłek i przeczytam, to nie żałuję. To piękne w swej grozie utwory.
OdpowiedzUsuńDoprawdy powiało grozą... Ale cieszę się, że znajdujesz tu dla siebie tzw. małe co nieco. Dawno nie komentowałaś, bardzo miło Cię tu znowu widzieć :)
Usuń